Uczył nas codziennie
Odszedł Andrzej Łozowski, nasz kolega i przyjaciel. Ktoś wyjątkowy. Tak się mówi i pisze niemal o wszystkich, których żegnamy. Andrzej był taki naprawdę. Walczył z chorobą od kilku lat. Rok temu wydawało się, że wygrał, a my mówiliśmy, że to cud. Był i będzie sumieniem działu sportowego "Rzeczpospolitej". W każdym z nas coś po sobie pozostawił.
Formalnie był ostatnio zastępcą kierownika działu, nieformalnie - szefem grupy piszącej o piłce nożnej, choć sam na mecze chodził rzadko. O sobie mówił, że jest "głową kościoła brazylijskiego" w naszej redakcji, zrzeszającego wielu wiernych. Nad jego biurkiem wciąż wisi portret Romario, jako symbol tego, co w futbolu najpiękniejsze. Nic dziwnego, że przy tak postawionej poprzeczce Andrzej za futbolową codziennością nie przepadał.
Skoki narciarskie oglądał i pasjonował się nimi na długo przed Adamem Małyszem. Skoczkowie byli jego sportowymi supermenami. Miał szczęście, że mógł towarzyszyć Małyszowi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta