Najlepiej milczeć
Język kampanii prezydenckiej
Najlepiej milczeć
Obawiano się, że kampania wyborcza będzie brutalna. Okazało się jednak, że w przeciwieństwie do wyborów sprzed pięciu lat tegoroczny wyścig do Pałacu Prezydenckiego -- poza kilkoma wypadkami -- był, do ostatniej prawie chwili, czyli do końca I tury, stosunkowo spokojny. Niewątpliwie stało się tak z kilku powodów. Przede wszystkim większa liczba pretendentów spowodowała, iż obserwatorzy niezbyt uważnie śledzili poczynania tzw. niepoważnych kandydatów, a ich wyczyny starano się z reguły bagatelizować. Uwaga większości była skupiona -- co zresztą pokazały najlepiej wyniki I tury -- na najpoważniejszych pretendentach. Ponadto wydaje się, że wyborcy są już zmęczeni populizmem i nie za bardzo chcą wierzyć łatwym rozwiązaniom i chwytliwym hasłom. Po I turze kampania zaostrzyła się, szczególnie uaktywniły się sztaby Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsy. Obie strony nie przebierały w słowach.
Ale też warto przyjrzeć się -- tak "na gorąco" -- jak wyglądał język kampanii prezydenckiej. W jakim stylu mówiono, zachęcano elektorat do oddania głosu. Niewątpliwie w I turze w jednym wszyscy kandydaci byli zgodni (do omówienia stylu i języka dwóch najważniejszych pretendentów powrócimy po 19 listopada) . Głosowanie "nogami" uznawali też za wybór i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta