Sojusz kusi, czy Unia musi
Sojusz kusi, czy Unia musi
Ewa Kaszuba
Zainteresowani, przynajmniej ci po SLD-owskiej stronie, u pierają się, że jest to tylko zwykłe złagodzenie obyczajów. W końcu to nic dziwnego, że politycy, na co dzień wobec siebie opozycyjni, spotykają się prywatnie. I nie należy z tego wyciągać zbyt daleko idących w niosków. Ot, po nagraniu telewizyjnego programu, w którym występują jako przeciwnicy, pójdą do knajpki, by jeszcze pogadać, skoro już i tak się spotkali. Albo spotkają się w większym gronie w domu u Adama. Czy na tej podstawie można stawiać mocno naciąganą tezę o prawdopodobnym zbliżeniu SLD i lewej strony Unii Wolności? Ludzie, toż te imprezy u Adama są tak naturalne, że raz po raz któryś z młodszych SLD-owców łapie siateczkę i biegnie do nocnego. I co z tego? Faktycznie, doświadczenie pokazuje, że może nie być nic. Takich rozmów, zbliżeń, prób porozumiewania się SLD i -- jeszcze wówczas -- Unii Demokratycznej było wiele, a rezultatów w ogóle. Powodem, jak mówią w SLD, jest niezwykle w ysoka sprawność intelektualna pierwszych szeregów Unii i niezwykle mała umiejętność tychże wprowadzania wniosków w czyn.
Ożywienie kontaktów i negocjacji jest jednak w ostatnich tygodniach faktem, a dość specyficzny czas, w jakim ono nastąpiło, pozwala przypuszczać, że radykalna przebudowa sceny...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta