Malarz morskiego żywiołu
Iwan Ajwazowski niczym poeta zabiera nas w Sopocie w magiczną podróż po swoim świecie - pisze Jan Bończa-Szabłowski.
W tym, co namalował, jest moc i bezkres. Jego twórczość unosi widza w świat, w którym nie widać brzegu. Podziwiamy potęgę żywiołu i przypominamy sobie baśnie z dzieciństwa, słyszymy echa oper Wagnera czy Brittena.
Żyjący w latach 1817–1900 Iwan Ajwazowski, którego rodzina przeniosła się z Polski na Krym, potrafił malować morze tak naturalistycznie, że gdy obserwujemy obrazy, niemal słyszymy szum fal, stłumiony krzyk mew i odgłosy statków gdzieś daleko, na widnokręgu. Co ciekawe, romantyk o ormiańskich korzeniach rzadko malował te obrazy z natury. Polegał raczej na swojej wyobraźni. Na płótnach widzimy więc ukazaną z wielką precyzją baśń o morzu, w którą wplecione są marzenia artysty.
Morzem pasjonował się od dzieciństwa. Bacznie zgłębiał tajemnicę jego ruchów, obserwując je, czuł się jak zahipnotyzowany. Morze dawało mu spokój i jednocześnie poczucie nieskończoności, silnie pobudzało wyobraźnię. Było czymś fascynującym, tajemniczym i groźnym. Przyglądając mu się, jak każdy człowiek...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta