Konflikty nie są winą konstytucji, tylko ludzi
Od wejścia w życie ustawy zasadniczej minęło 17 lat. To za krótki okres, żeby rzetelnie ją ocenić. W Konstytucji 3 maja był przepis, że pierwsze zmiany mogą być wprowadzone dopiero po 25 latach, o ile w ogóle. Nasi przodkowie doskonale wiedzieli, że co chwila ktoś się będzie do tej ustawy dobierał.
PM: Jest pan jednym z autorów konstytucji, która co jakiś czas bywa mocno krytykowana, szczególnie za wpisany w nią konflikt między ośrodkiem prezydenckim a rządem. Proszę się wytłumaczyć, dlaczego tak jest.
Temat zmiany konstytucji wraca głównie w kampaniach wyborczych, bo niektórzy kandydaci, nie mając nic lepszego do zaproponowania, przekonują wyborców, że to w ustawie zasadniczej tkwi źródło wszelkich problemów. To jest oczywiście nieprawda. Takie, a nie inne, usytuowanie prezydenta było spowodowane pewnymi doświadczeniami politycznymi.
Dodajmy, że wynikającymi z prezydentury Lecha Wałęsy.
Między innymi. Chodziło o ograniczenie możliwości rozpychania się głowy państwa i przejmowania kolejnych kompetencji, co Lech Wałęsa starał się robić. Ale zwracam uwagę, że prezydenta nie pozbawiono w ogóle uprawnień, nie zrobiono z niego wyłącznie reprezentanta narodu. Wynikało to z obawy, że przy niestabilnej scenie politycznej – a taką ona wówczas była i śmiem twierdzić, że jest nadal, skoro w każdej kadencji pojawiają się kolejne partie protestu – do władzy dojdzie jakaś egzotyczna koalicja i zacznie uchwalać ustawy szkodzące demokracji, gospodarce lub Polsce na arenie międzynarodowej. Przypomnę, że...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta