Turcja się tli
Turcja stała się szlakiem ekstremistów islamskich: na wschód jadą ochotnicy, którzy chcą walczyć w szeregach Państwa Islamskiego, na zachód – ci, którzy niosą radykalny bojowy islam do Europy.
Turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan nigdy nie należał do polityków baczących na każde słowo. Celuje w wypowiedziach ostrych, by nie powiedzieć brutalnych, wtedy zwłaszcza, gdy mówi o swych przeciwnikach. Lubi mieszać z błotem niechętnych sobie dziennikarzy, odsądza od czci i wiary ludzi z innych partii, ale sam krytyki nie znosi, wręcz nie pojmuje. Jeśli ktoś ośmiela się go krytykować, musi być szaleńcem, a już na pewno człowiekiem złej woli i niemądrym.
Taki styl uprawiania polityki w połączeniu z bezsprzecznymi sukcesami – zwłaszcza na polach tak odmiennych, jak gospodarka i eliminowanie przeciwników – budzi mocne uczucia. Dlatego podczas gdy wielu Turków darzy Recepa Erdogana miłością czy zgoła uwielbieniem, równie wielu z całego serca go nienawidzi. Turcja jest głęboko podzielona i winę za to – co do tego znawcy przedmiotu są zgodni – ponosi obecny prezydent.
Głębokie pęknięcie dzieli społeczeństwo tureckie dokładnie na połowę. Jak mocno, czarno na białym pokazały ostatnie wybory parlamentarne. Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), którą Erdogan założył i którą kierował do lata ubiegłego roku, gdy został głową państwa, zdobyła prawie połowę głosów. Resztą podzieliły się trzy partie opozycyjne, z których najważniejsza – Republikańska Partia Ludowa (CHP), potężne niegdyś ugrupowanie Mustafy Kemala Atatürka, od lat nie jest w stanie odzyskać dawnej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta