Nie szukajmy winnych katastrofy
Specjaliści twierdzą, że śmierć mojej żony nastąpiła w ciągu kilku sekund. Chcę wierzyć, że ona do ostatnich chwil była przekonana, iż lot do Smoleńska szczęśliwie przebiegnie do końca. Moja żona zawsze była optymistką, we wszystkim szukała pozytywnych stron.
Rzeczpospolita: Nie dostał pan zaproszenia na premierę filmu „Smoleńsk". Żałuje pan?
Paweł Deresz, wdowiec po Jolancie Szymanek-Deresz: Nie. Nie spodziewałem się zaproszenia na premierę. Wiem przecież, że jako uczestnik marszów KOD jestem według Jarosława Kaczyńskiego człowiekiem gorszego sortu, który nie znajduje uznania w jego oczach. Zresztą, nawet gdybym otrzymał zaproszenie, to poważnie bym się zastanawiał, czy pójść na premierę. Nie odpowiadało mi towarzystwo, które było w Teatrze Wielkim. Poza tym czytałem kilka pierwszych recenzji, z których wynika, że to film propagandowy, robiony na zamówienie, a jego artyzm pozostawia wiele do życzenia. Spotkałem się też z określeniami, że to zwykły gniot.
Poprzestanie pan na recenzjach czy wybierze się pan jednak do kina?
Nie widzę powodu, żeby oglądać ten film.
Pana żona zginęła w katastrofie smoleńskiej. Nie interesuje pana artystyczna wizja tego wydarzenia?
Jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Przecież ten film opowiada o tych, co polegli pod Smoleńskiem, a moja żona zginęła w katastrofie. Być może potrzebny byłby inny film, o tych, którzy zginęli, a nie zostali zamordowani przez Władimira Putina i Donalda Tuska.
Ależ jest pan negatywnie nastawiony do dzieła Antoniego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta