Migiem ku wolności
Ucieczka młodego pilota zza żelaznej kurtyny zachwyciła Amerykanów. Zdzisław – a teraz już Jerry – Jaźwiński stał się dla nich gwiazdą. Rodzice, dowódcy i koledzy z jednostki zapłacili jednak za jego wyczyn straszną cenę.
Malbork, 20 maja 1953 r., godzina 7:10. Na lotnisku należącym do 41. Pułku Lotnictwa Myśliwskiego do startu szykuje się Mig-15bis, jeden z najnowocześniejszych myśliwców na świecie. Za sterami siedzi 22-letni ppor. Zdzisław Jaźwiński. Młody pilot obserwuje start kolegi, ppor. Romana Lachcika, do którego za chwilę ma dołączyć, by razem z nim przeprowadzić rutynowy lot ćwiczebny. Celem jest „obcy", który wtargnął w polską przestrzeń powietrzną. „Leć, dogonię Cię" – rzuca przez radio Jaźwiński i rusza.
Po oderwaniu od ziemi, kiedy jest już na tyle daleko od lotniska, że nie mogą go stamtąd zobaczyć, daje nura na dół i nad samymi wierzchołkami drzew gna „prosto, jak w mordę strzelił, na Bornholm". Leci nisko, „pod radarami". Jest zdecydowany na wszystko, nie wyklucza walki, czy to z Lachcikiem, czy ewentualną grupą pościgową mogącą startować ze Słupska.
Młody pilot sądzi, że na Bornholmie znajduje się amerykańska baza wraz z lotniskiem. Szuka jej przez kilkanaście minut, tracąc drogocenne paliwo. Nie może już lecieć dalej do Szwecji czy Danii, „a odrzutowiec to nie awionetka, na kartoflisku nie wyląduje. Samolot MiG-15 to siedem ton żelastwa, które siada na trzech kołach z prędkością 180 km na godzinę". Jaźwiński ma więc do wyboru albo próbować lądować, albo się katapultować. Woli to pierwsze rozwiązanie. Wypatruje kawał w miarę równego pola koło...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta