Oślepiający blask kryptowalut
Śmierć bitcoina wieszczono już kilkadziesiąt razy. I jak dotąd te prognozy okazały się przedwczesne. Są tacy, dla których wirtualne waluty to nadal inwestycja pewniejsza od państwowej emerytury.
Kryptowaluty to klasa aktywów, którą finansowe autorytety kochają nienawidzić. – Bitcoin to połączenie bańki, piramidy finansowej oraz katastrofy dla środowiska naturalnego – gromił niedawno najpopularniejszą cyfrową walutę Agustin Carstens, dyrektor generalny bazylejskiego Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS), instytucji zwanej „bankiem banków centralnych". – Różne świry będą trzymać się bitcoina, nawet jeśli jego wartość spadnie do zera – wyzłośliwiał się Nouriel Roubini, ekonomista szczycący się tym, że przewidział światowy kryzys z 2008 r. Przed tym, że wartość wielu kryptowalut może spaść do zera, ostrzegali analitycy Goldman Sachs. – Z pewnością to się źle skończy – mówił o inwestowaniu w kryptowaluty miliarder Warren Buffett, rynkowy guru i zarazem szef firmy inwestycyjnej Berkshire Hathaway.
Może się wydawać, że ich słowa padają na podatny grunt. O ile w końcówce 2017 r. kurs bitcoina przekraczał 20 tys. dolarów, o tyle na początku lutego tąpnął do poniżej 6 tys. W ślad za tym runęły kursy innych popularnych kryptowalut, takich jak ether (ethereum) czy ripple. Z całego rynku kryptowalutowego w ciągu około miesiąca wyparowało 550 mld dolarów. Gwałtowna przecena nie zniechęciła jednak części entuzjastów kryptowalut. – Jeśli nie potrafisz wyobrazić sobie bitcoina kosztującego 320 tys. dolarów, to brakuje ci wyobraźni – stwierdził na początku lutego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta