Koterie, merdologia i polityka
Ludzie z kontrwywiadu wojskowego mają takie możliwości, że mogą każdego rozjechać bezkarnie. Rozkręcą aferę, zgnoją, zniszczą człowieka i nie poniosą żadnych konsekwencji, gdy ich oskarżenia się nie potwierdzą - mówi generał Waldemar Skrzypczak.
Plus Minus: Służył pan w wojsku w czasach PRL, później w okresie transformacji, a na koniec w armii należącej do NATO. Czym się różniły te wojska?
Różnica polegała na ulokowaniu armii w systemie państwa. Przed 1989 r. byliśmy w Układzie Warszawskim, a armia była przygotowywana do działań przeciwko NATO. Ale to było na poziomie politycznym. W jednostkach po prostu ćwiczyliśmy obronę, natarcie, forsowanie, działania opóźniające. Teraz też się to ćwiczy. W czasach PRL w wojsku byli oficerowie polityczni, ale oni siedzieli w salonach, gabinetach, rzadko pojawiali się na poligonach. Oficerowie oczywiście byli indoktrynowani. Przykładowo, gdy odbywały się wybory 4 czerwca 1989 r., byłem wtedy szefem sztabu 68. Pułku Czołgów Średnich w Budowie, padła komenda, że kadra ma iść głosować, bo kandydatem z tego okręgu był ówczesny minister obrony narodowej Florian Siwicki.
Dostaliście rozkaz głosowania na Siwickiego?
Tak, ale wybory były tajne i Siwicki zdobył 2 proc. głosów, czyli poniósł totalną porażkę.
Odbyło się śledztwo, jak do tego doszło? Kto jak głosował?
Nie, ale mieliśmy potem najazdy z Warszawy, bo szefostwo uznało nas za niedojrzałych politycznie i wymagających lepszej „opieki". Obserwowano nas i próbowano wywierać nacisk, żebyśmy byli bardziej lojalni wobec starej władzy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta