Księżna Manieczka komentuje śmierć Narutowicza
Endecja umywała ręce, lewica obmyślała zemstę. Wstrząśnięci zamachem na prezydenta oburzenie wyrażali samorządowcy, nauczyciele, działacze lokatorscy. Społecznej traumy wywołanej zbrodnią chyba nigdy do końca nie przepracowano.
16 grudnia 1922 r. kilkanaście minut po godzinie 12 Eligiusz Niewiadomski zastrzelił w Galerii Zachęta Gabriela Narutowicza. Było to jedno z najbardziej tragicznych, a zarazem brzemiennych w skutki, zdarzeń w dziejach II RP. W kolejnych dniach i tygodniach młode państwo polskie oraz kształtująca się dopiero wspólnota musiała stawić czoło ogromnym wyzwaniom: pożegnaniu pierwszego prezydenta i osądzeniu sprawcy. O ile władze publiczne zdały wówczas egzamin, o tyle znacznie gorsza była postawa części polityków i liderów opinii.
Już przed zbrodnią atmosfera była niezwykle gorąca. Dopiero co odbył się pogrzeb socjalistycznego robotnika, który zginął w sprowokowanych przez endecję rozruchach po wyborze głowy państwa. Przynajmniej od roku 1918 Polacy nie byli tak podzieleni.
W tym jest ręka Matki Boskiej
Polityk endecji Juliusz Zdanowski na wieść o śmierci Narutowicza bardzo się zdenerwował. Nie, wcale nie samą zbrodnią (przynajmniej nie dał tego po sobie poznać), ale zagrożeniem, jakie spowodowała dla jego politycznej formacji. Już 16 grudnia w swym dzienniku pomstował: „dziwni są i łajdaccy ci ludzie z lewicy, którzy prawicy zarzucają ojcostwo duchowe zamachu. Jakżeby człowiek czterdziestoparoletni i inteligentny potrzebował artykułów dziennikarskich i wieców dla swego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta