Kompozytor jest człowiekiem kina
Dźwięki płynące z ekranu mają wielką siłę. Ta sama scena z inną muzyką zmienia czasem sens – mówi Barbarze Hollender Jan A.P. Kaczmarek, laureat Oscara za ścieżkę dźwiękową do filmu „Marzyciel".
Plus Minus: Dwa tygodnie temu zmarł Ennio Morricone. Jak zwykle, gdy odchodzą legendy, pisano, że to koniec pewnej epoki. Tak jest rzeczywiście?
Gdyby mnie pani spytała o najważniejsze dla mnie utwory, to w muzyce poważnej wymieniłbym „Requiem" Mozarta, a w muzyce filmowej „Misję" Morricone. Myślę, że rzeczywiście odszedł kompozytor, który odegrał ogromną rolę w zmianie estetyki i praktyki uprawiania tego zawodu. Jego praca stała się jednym z kroków milowych w rozwoju kina.
To znaczy?
W latach 40., 50. pisanie muzyki filmowej rządziło się zupełnie innymi prawami niż dzisiaj. Wielkie studia hollywoodzkie miały na etacie po trzydziestu, czterdziestu kompozytorów. Kierował nimi ktoś o dużej renomie, jak na przykład Alfred Newman, ktoś rozdawał im pracę. Filmy kręcono masowo, a oni siedzieli i komponowali. Czasami nawet nie spotykali się z reżyserem. Jedynym narzędziem była wtedy orkiestra symfoniczna, język był wspólny dla wszystkich produkcji, nie warto więc było marnować czasu. Do roboty i pisać. Dopiero w następnych dekadach kompozytorzy zaczęli współpracować z reżyserami: grali na fortepianie tematy, a oni wybierali pasujące im motywy.
Razem z wynalezieniem komputerów narodził się nowy trend: przedstawiania coraz bardziej zaawansowanych szkiców. Pojawiła się muzyka elektroniczna, jakiej nie było w latach 70.,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta