Robocop wywraca stolik
Prymus przemian z czasów arabskiej wiosny w szybkim tempie zawraca z demokratycznej ścieżki. Po ponad dekadzie od tamtych wydarzeń Tunezja znów ma przywódcę, którego kusi dyktatorska władza.
Historia lubi się powtarzać, ale nigdy dokładnie w ten sam sposób. Gdy w grudniu 2010 roku młody handlarz Mohamed Bouazizi oblał się benzyną i podpalił, ten desperacki gest samozniszczenia wstrząsnął jego rodakami. Uruchomione pokłady frustracji wyprowadziły na ulice tysiące ludzi, którzy w ciągu kilku tygodni praktycznie pogrzebali reżim Ben Alego i utorowali drogę zupełnie nowym siłom politycznym.
Na śmierć Nedżiego Hefiane zapewne nikt nie zwróci większej uwagi. 26-latek zmarł w szpitalu na przedmieściach Tunisu w pierwszą sobotę września od oparzeń, po tym, gdy – mniej lub bardziej świadomie – powtórzył gest Bouaziziego. „To niesprawiedliwość i marginalizacja, jakie go spotkały, pchnęły mojego syna do samobójstwa" – podsumował lakonicznie ojciec Nedżiego Bechir Hefiane w rozmowie z AFP.
Młody mężczyzna przeszło dekadę temu brał udział w protestach przeciw władzy Ben Alego. W czasie zamieszek został postrzelony w głowę, znalazł się nawet na oficjalnych listach ofiar rewolucji, co miało go uprawniać do pewnych świadczeń ze strony nowej władzy. Okazało się jednak, że weteranom arabskiej wiosny obiecywano gruszki na wierzbie. „Nie dostał ani darmowej opieki zdrowotnej, ani rzekomo gwarantowanej pracy – opowiadała jego siostra Zohra. – Prosił wszędzie i wszędzie stykał się z obojętnością, nawet ze strony prezydenta".
Śmierć Hefiane może być dopiero początkiem czarnej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta