Kościół nie troszczy się o demokrację
Siła i autorytet Kościoła są cieniem tego, z czym zastał go upadek komuny. Jego kryzys nasila się wraz z rozwojem liberalnej demokracji. Trudno jednak uwierzyć, aby człowiek Zachodu przestał poszukiwać sensu życia.
Nie wiem, czy Jan Tokarski jest katolikiem. Z jego tekstu, który mnie zainspirował do tej polemiki („Nawet jeżeli Boga nie ma”, „Plus Minus” z 13-15 sierpnia 2022 r.; rp.pl/plus-minus), trudno to jednoznacznie wywnioskować. Wiadomo natomiast, że w dyskusjach nad sposobami uzdrowienia Kościoła idea nowego aggiornamento (uwspółcześnienie), do której nawiązuje, jest wśród katolików ciągle obecna.
Dobre rady
Jan Tokarski nie pozostawia nas z ogólnikami. Przypominając soborowy zwrot Kościoła, szuka historycznego gruntu dla swoich postulatów moralnej jego odnowy w Polsce. Punkt oparcia znajduje w marcu 1968 r. Wtedy to, pod wpływem studenckich protestów, utworzyła się „platforma porozumienia” polskiego Kościoła z lewicą laicką, której owocem była m.in. Solidarność.
Autor proponuje nowe otwarcie tego sojuszu, ale tym razem na innych warunkach. W 1968 r. jego wspólnym, jednoczącym celem był opór wobec totalitarnego reżimu, gdzie stroną silniejszą, dającą schronienie laickiej lewicy był Kościół. Obecnie, już pod nieobecność komuny, Kościół i demokracja znów wzajemnie siebie potrzebują. Religia ma podtrzymywać zanikające w demokracji społeczne więzi, a ratunkiem dla Kościoła przed ostatecznym upadkiem autorytetu byłoby otwarcie na nowoczesność. Jednak sobie oraz demokracji może pomóc tylko Kościół odnowiony...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta