Za duzi na unijną poczekalnię
Gdy gospodarcza zapaść zagląda w oczy, trzeba przyspieszyć w polityce zagranicznej, a najlepiej zacząć budować regionalne imperium. Ankara przypomina światu, że ma ambicje być odrębną cywilizacją, a nie tylko pomostem między Wschodem i Zachodem.
Od utworzenia republiki w 1923 r., Turcja nawiązała bliskie gospodarcze i wojskowe relacje z Zachodem, co było częścią jej wizji kreowania nowoczesnego i świeckiego narodu. Ale po dwóch dekadach rządów prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana jego Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) próbuje przekształcić kraj w niezależnego gracza i światową potęgę, rządzącą się własnymi prawami” – pisze ekspertka amerykańskiej Council On Foreign Relations Kali Robinson w opublikowanej przez ten think tank kilka tygodni temu analizie.
Oczywiście, Ankara nigdy nie miała zamiaru poprzestać na statusie „wschodniej flanki NATO” czy jakiejś odległej wschodniej prowincji powojennej Europy. „Osmanizm” – czyli traktowanie dawnych części Imperium jako stref swoich wpływów czy obszaru szczególnie bliskich relacji – zawsze był obecny w tureckiej polityce, nawet jeśli tylko w tle. Ale też do epoki Erdogana politykom w Ankarze nie śniły się nawet otwarte konfrontacje z Zachodem czy kordialne relacje z jego geopolitycznymi adwersarzami.
Inna sprawa, że – jak to często w polityce bywa – raptowne przyspieszenia w tureckiej dyplomacji zwykle mają przysłonić ekonomiczne lub polityczne ciemne chmury, gromadzące się nad głowami rządzących. A te właśnie zgęstniały: latem inflacja nad Bosforem niemalże dobiła 80 proc., w sierpniu deficyt w handlu zagranicznym sięgnął 11,2 mld dol. (od początku roku to już 73,4 mld dol., a wzrost...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta