Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszych serwisów.
Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.

Szukaj w:
[x]
Prawo
[x]
Ekonomia i biznes
[x]
Informacje i opinie
ZAAWANSOWANE

Ballada o Zośce

18 września 1999 | Plus Minus | KO
źródło: Nieznane

OPOWIADANIE

Ballada o Zośce

FRANCISZEK MAŚLUSZCZAK

KAZIMIERZ ORŁOŚ

Jeździli zawsze we dwóch - Franek Wiśniewski i Stachu Zając. Od lat, w soboty, jeszcze za komuny, po czternastej. Później, kiedy soboty zrobili wolne, jeździli rano - dziewiąta, dziesiąta, przed południem. Ludzie zawsze ich widzieli razem - jadą, jeden za drugim, niebieskie motorowery, do ram przytroczone kije, na bagażnikach teczki przywiązane paskami. W piątki, po robocie, szykowali "komary" w komórkach, na dwóch końcach osiedla Stare Mońki. Franek był wolniejszy, marudził, jeszcze to, tamto pakował do teczki i plecaka. Sprawdzał, ile mieszanki w zbiorniku, ciśnienie w kołach, stan ogumienia. W sobotę nakładał kurtkę moro, starannie wiązał sznurowadła wibramów.

Stachu zwykle przyjeżdżał pierwszy. Z daleka słychać było cienki brzęk "komara". Stawał za furtką, naprzeciw domu Wiśniewskich i gwizdał w dwa palce. Franek wypychał motor z komórki, jeszcze szedł do sieni po klamoty - Jadźka, jego kobieta, wychodziła na próg. Franek pchał motor, a ona wołała: - E, tylko przywieźta coś, ryboki! Z gołymi rękami nie wpuszczę na próg! Słyszyta?

Stachu kiwał do Jadźki zza płotu, czasem coś odkrzyknął - on albo Franek: - Tak jest, szykuj miednicę, Jadziunia!

A potem jechali drogą przez Stare Mońki, Kozłowo,...

Dostęp do treści Archiwum.rp.pl jest płatny.

Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.

Ponad milion tekstów w jednym miejscu.

Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"

Zamów
Unikalna oferta
Brak okładki

Wydanie: 1807

Spis treści
Zamów abonament