Opis podróży przez Węgry wschodnie
Opis podróży przez Węgry wschodnie
ANDRZEJ STASIUK
Nie mogę zapomnieć nieba, gdy o zmierzchu jechaliśmy z Nagykalló do Mateszalka. Pojedynczy wagonik to był cały pociąg. Węgierskie bilety kolejowe są piękne. Przypominają małe banknoty. Młodzi Cyganie w pociągu do Szerencs rozwijali je w harmonie, składali w talie i wachlarze. Od zachodu rozpościerał się purpurowy pióropusz. Płonąca czerwona dłoń wisiała nad równiną, a w dole, wśród kukurydzianych pól i sadów, snuł się już błękitny mrok. Piliśmy aszu z butelki i siedzieliśmy tyłem do kierunku jazdy, więc ten zachód, ta rozlana świetlista krew wciąż była przed nami i widzieliśmy, jak mrok powoli wychodzi z ziemi, wznosi się coraz wyżej, robi się coraz chłodniej i w końcu wszystko gaśnie, a w czerwonym wagoniku zapalają się światła.
Minęło ledwo pół godziny, a my już wspominaliśmy Nagykalló. Gorące światło popołudnia, gdy szliśmy do centrum wśród żółtych domów. Z podwórek ciągnęło zapachem świńskiego nawozu. Znaleźliśmy ogromny kościół. Na ławce przed wejściem siedzieli muzycy. Jeden z nich podniósł lśniący puzon i pozdrowił nas. Wszedłem do przedsionka, bo nareszcie chciałem zobaczyć jakiś węgierski kościół, ale wewnątrz był tłum, na przedzie stała młoda para, a przy ołtarzu zobaczyłem pastora. Żadnych organów,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta