Ochota na wołki
Ulubionym chwytem naszych "tłumaczy" jest zastępowanie słowa z oryginału podobnie brzmiącym słowem polskim
Ochota na wołki
RYS. JANUSZ KAPUSTA
RAFAŁ A. ZIEMKIEWICZ
Troska parlamentarzystów o język polski zasługuje na pochwałę, ale, niestety, podczas prac nad obowiązującą dziś ustawą poszła ona w niewłaściwym kierunku. Posłowie skupili się głównie na zwalczaniu zapożyczeń, gdy akurat zapożyczenia wcale polszczyźnie nie szkodzą. Przeciwnie - rozwijają ją. Tak bowiem język się układa, że słowo wyszarpane skądinąd, choćby teoretycznie znaczenie jego pokrywało się idealnie ze znaczeniem rodzimego odpowiednika, szybko nabiera własnego, szczególnego odcienia.
Kałdun to nie to samo co brzuch, choć po tatarsku znaczy właśnie to samo. Mejl czy post we współczesnej polszczyźnie nie oznacza wcale każdego listu czy każdej poczty, a tylko pocztę elektroniczną. Market to nie całkiem to samo co zwykły sklep, i, w przeciwieństwie do Araba, nie każdą żonę nazwie Polak zołzą. Długo by tak wyliczać. Niech sobie, kto chce, ściąga słowa, skąd chce, dopóki wrastają one w polszczyznę, wszystko jest w porządku.
Posłowie to zabełkoczą
Śmiertelne zagrożenie dla polszczyzny przychodzi skądinąd. Rani nasz język nie ten, kto nazwał bułę z parówą hotdogiem, nawet nie ten, kto wymyślił...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta