Dziedziczni wrogowie ludu
Dziedziczni wrogowie ludu
Moja wyprawa do chińskiej prowincji Jilin miała być turystyczno-krajoznawczą eskapadą. Zwykły przypadek zmienił jednak jej charakter. Spotkałem uchodźcę z Korei Północnej, który opowiedział mi swą dramatyczną historię.
Miejscem, którego żaden koreanista nie powinien pominąć, jest położona nad graniczną rzeką Yalu miejscowość Ji'an, stolica jednego z państw koreańskich sprzed 1400 lat, znanego pod nazwą Koguryo. Po zwiedzeniu znajdujących się tam starożytnych grobowców ruszyłem w 24-godzinną podróż do Yanji, stolicy Koreańskiego Obwodu Autonomicznego. Podczas przesiadki w miasteczku Meihekou natknąłem się na grupę Koreańczyków, do której postanowiłem dołączyć. Znając koreańską serdeczność w stosunku do obcokrajowców mówiących w ich języku, spodziewałem się przyjemnej podróży, zakrapianej lokalnym alkoholem, baijiu. Stało się jednak inaczej. Jeden z moich przygodnych towarzyszy - Kim Hong Do - okazał się północnokoreańskim uchodźcą. Opowiedział mi swoją przerażającą historię, licząc na pomoc w wydostaniu się z Chin. Wyglądał na 60 lat, a miał zaledwie 34. Na podróż do Meihekou, gdzie chciał znaleźć pracę, wydał ostatnie pieniądze. Żonę i rocznego synka pozostawił w Yanji. Pracy nie dostał, a niedoszły chlebodawca wyłudził od niego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta