"Równać do Dżyngis-chana"
Dopóki nie rozgorzała na dobre dyskusja o lustracji, nigdy nie przypuszczałem, że w sporze między arcybiskupem a felietonistą, nawet najlepszym, będę kiedykolwiek trzymał stronę felietonisty. Ale argumenty, jakich użył abp Józef Życiński, polemizując z Maciejem Rybińskim w sprawie możliwości wykorzystania ubeków w charakterze świadków, uważam za wyjątkowo nietrafne (" Równać do Dżyngis-chana", "Rz" 211, 9.09.2005 r.). Przecież ani gen. Jaruzelski, ani kpt. Czechowicz, nie występowali w roli świadków w sytuacjach opisywanych przez abpa Józefa Życińskiego i mogli bezkarnie pleść i pisać koszałki-opałki. Jeden z nich otrzymywał chyba nawet za to sowite wynagrodzenie, bo taki sobie wybrał zawód. Wypada też zauważyć, że żaden z historyków IPN, na których z taką lubością wiesza się psy w "Gazecie Wyborczej", nie dał się jeszcze nabrać na produkty pracy takich specjalistów jak kpt. Czechowicz.
Jan Kalita, Warszawa Czytaj także- Równać do Dżyngis-chana