7 lipca
To dziwne, ale miasta zdają się mieć pamięć zbiorową, po którą sięga wiele pokoleń ich mieszkańców, by zrozumieć własne uczucia. Tak właśnie stało się wieczorem 7 lipca 2005 roku w Londynie, po zamachach w metrze i w autobusie, w których zginęły 52 osoby, a ponad 700 pasażerów i ludzi znajdujących się w pobliżu zostało rannych.
Słyszałem wtedy: "Zupełnie jak podczas nalotów. Tkwimy w tym razem, więc każdy robi, co może, by pomóc innym. Najważniejsze, by robić swoje, w miarę możliwości tak, jakby nic się nie stało".
Stałem wtedy na korytarzu Instytutu Archeologii na Gordon Square. Tego ranka, gdy miasto zaczęły obiegać pierwsze pogłoski o dziwnych wypadkach w metrze, budynkiem wstrząsnęła potężna eksplozja. Początkowo wszyscy archeolodzy, którzy wybiegli na ulicę, myśleli, że zawalił się jeden ze stawianych w pobliżu budynków. Zaraz potem zobaczyli gęste kłęby dymu, sunące w ich kierunku od strony odległego o 150 metrów Tavistock Square. Po chwili z tych kłębów zaczęli się wyłaniać pierwsi ludzie. Szli w ich kierunku, zataczając się i trzymając chusteczki przy twarzach. Mówili, że autobus nr 30...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta