Nie jestem znowu taki sławny
Colin Firth: Wszystkie cztery są ważne, wyznaczają jakieś etapy mojego życia. Łączą się z nimi wspomnienia i sentymenty. A gdybym miał wybierać? No, nie wiem. Chyba jednak Londyn. Tam jest mój dom.
Co pana trzyma w Londynie?Wszystko. Kocham swobodną, międzynarodową atmosferę tego miasta, w którym nic nikogo nie dziwi. Najwięksi ekscentrycy nie wywołują na ulicy żadnego poruszenia. Poza tym w Londynie fantastycznie współgrają ze sobą nowoczesność i tradycja. Można wejść na gwarną Oxford Street i wtopić się w kolorowy tłum mówiący różnymi językami, ale można też zaszyć się w jakiejś starej uliczce, zjeść spaghetti we włoskiej restauracyjce i odwiedzić sklep z guzikami założony jeszcze w XVIII wieku.
Pierwsze lata życia spędził pan w Afryce. Jak to się właściwie stało, że pana rodzina tam trafiła?Moi dziadkowie byli misjonarzami. Choć proszę nie myśleć, że zajmowali się głównie nawracaniem tubylców. Dziadek był bardzo światłym człowiekiem. Szybko zrozumiał, że Nigeryjczycy bardziej niż słowa bożego potrzebowali...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta