Mój Arbat
Dolary i marki można tu wymienić co krok. Kantorów pilnują komandosi z bojowymi pałkami.
Mój Arbat
Janusz Niczyporowicz
Muzyka! Nie do wiary jaka ostra, gdzieś spod ziemi, z tawerny; tam tańczy niedźwiedź i czterech muzykantów szarpie struny. Cóż, ja, oczywiście, grać nie umiem, jak i monsieur Okudżawa. Zimojesień i jesteśmy na Arbacie, więc przejdźmy się, posłuchajmy.
Aby miasto wznieść, potrzebna jest nie tylko chęć i wola władcy. Także gwoździ garść, by pierwsze deski zbić, belki skuć, wydźwignąć dach.
Ulicę wytyczą przechodnie, potem bryczki, arby, kolaski, powozy i sanie.
Dziś, staruszek Arbat, trzyma się -- o dziwo -- bez gwoździ. Więc może i dobrze, że nie pojawią się tutaj żadne sanie i nie wysiądzie z nich Puszkin. Co było, nie wróci i szaty rozdzierać by próżno -- monsieur Okudżawa.
Na Arbat weszły hamburgery, pizza, coca-cola, camele i marlboro, dżinsy i tonic water. McDonald'sprzechadza się, a nie żaden Aleksander Siergiejewicz.
Arbat jest zamknięty między ulicą Smoleńską i Gogolewskim Bulwarem skrzyżowanym z Prospektem Kalinina, który właśnie przemianowano na Nowy Arbat. Ten zaś od zachodu zamyka Prospekt Kutuzowa, a kędy słońce zapada jest Kreml. I wszystko jasne. Wiecie już gdzie jesteśmy? W Moskwie.
To jest nadal miasto dziwne i niezwykłe....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta