Czarny koń i czarna owca
Czarny koń i czarna owca
Na środowej konferencji prasowej, zwołanej tuż po ogłoszeniu rewelacji szefa MSW Anatolija Kulikowa o rzekomo przygotowywanym przez Aleksandra Lebiedia zamachu stanu, sekretarz Rady Bezpieczeństwa powiedział: "Albo ja, albo Kulikow. Borys Jelcyn musi zadecydować. Stawiam siedem do trzech, że prezydent mnie poprze". Lebied' grubo się przeliczył. Popełnił błąd, odwołując się do arbitrażu Jelcyna i przegrał. Pytanie tylko, czy to już koniec jego kariery?
Lebied' wkroczył do rosyjskiej wielkiej polityki niczym meteor niespełna dwa lata temu. Rosjanie, tęskniący za kimś, kto ma czyste ręce, widzieli w nim człowieka z zewnątrz, spoza systemu -- kogoś, kto nie jest zamieszany w kremlowskie intrygi. Lebied' znakomicie odpowiadał na to zapotrzebowanie, obiecując przywrócenie w państwie elementarnego ładu i bezpieczeństwa. Był do zaakceptowania nie tylko dla sporej części elektoratu komunistycznego i nacjonalistycznego, ale również tradycyjnie demokratycznego.
Z Naddniestrza do Moskwy
Początek nie był jednak najbardziej udany. Nazwisko Lebiedia stało się głośne dzięki jego konfliktowi z ministrem obrony Pawłem Graczowem. Będąc dowódcą stacjonującej w Naddniestrzu 14. Armii, Lebied' nieraz pozwalał sobie na ostrą krytykę Graczowa, ale w maju 1995 r. doszło już do otwartej wojny. Generał odmówił wykonania rozkazu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta