Wizyta Adama Michnika pod pomnikiem imiennika
Obsadzanie Aleksandra Puszkina w roli „przyjaciela Moskala" to absurd. W jego wierszach z łatwością rozpoznajemy wielkoruską, później sowiecką, a teraz putinowską imperialną butę.
W marcu 1968 roku młody Adam Michnik demonstrował umiłowanie wolności deptanej wówczas przez przedstawicieli „zbrodniczej organizacji działającej na szkodę Narodu Polskiego w interesie obcego mocarstwa". Młodszym wyjaśniam, że chodziło o zamknięcie inscenizacji „Dziadów" Adama Mickiewicza w Teatrze Narodowym w Warszawie przekształconej przez ówczesnych studentów w niesłuszną manifestację polsko-rosyjskiej nienawiści. Konkretnie chodziło o to, że student Michnik i inni nieracjonalni gówniarze (wtedy też istniał podział na Polskę racjonalną i tą gorszą) bili brawo po słowach:
Nie dziw, że nas tu przeklinają.
Wszak to już mija wiek,
Jak z Moskwy w Polskę nasyłają
Samych łajdaków stek.
A trzeba wiedzieć, że w dramacie ową mową nienawiści posługuje się rosyjski oficer, zwracając się do Aleksandra Bestużewa, późniejszego dowódcy moskiewskiego pułku rozpoczynającego powstanie dekabrystów. A co do owej zbrodniczej organizacji, która w 1968 roku prawidłowo zareagowała na niewłaściwą interpretację tradycyjnej przyjaźni polsko-radzieckiej, to mowa o Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Z tym że nie jestem pewien, czy już wtedy Adam Michnik tak ją określał, bo cytuję tu jego definicję z roku 1978, kiedy to „nasz Adaś" jako wykładowca Towarzystwa Kursów Naukowych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta