Przez przypadek w Warszawie
Polska nie była ich celem. Może jednak część przybyszów z dalekiej Erytrei tu zostanie. Inni, jeżeli będą mieli wybór, pewnie pojadą gdzie indziej.
Najczęstszy powód ucieczek: niekończąca się służba wojskowa. – Gdyby była normalna, nikt by nie uciekał. Niektórzy tkwią w armii po kilkanaście lat, bez pieniędzy, bez spotkań z rodziną – opowiada Meron, 29-letni Erytrejczyk, prawie od dwóch lat mieszkający w Polsce. – Jak już ktoś się wyrwie do domu, po powrocie może trafić do aresztu. Czasem dowódcy robią zebranie i niby z troską zachęcają, by mówić, co żołnierzom dolega. I słyszą nieśmiałe skargi na brak kontaktów z rodziną, złe traktowanie. „Rozumiemy, poprawimy co trzeba", zapewniają. Parę godzin później przychodzą zawodowi wojskowi i wsadzają za kratki.
Czujne służby
Meron widział poborowych w wieku 16 lat, a nawet młodszych. Powoływani są nie tylko mężczyźni – pokazuje w smartfonie zdjęcia dziewczynek w mundurach. Armia malutkiej Erytrei potrzebuje żołnierzy, bo boi się wojny z sąsiednią wielką Etiopią.
Setki poborowych i żołnierzy uciekają przez granicę do Sudanu albo przez tę zamkniętą i mocno strzeżoną do Etiopii. – Jeżeli żołnierz ucieknie, rodzice są zmuszani do płacenia kar. Bo, słyszą od władz, gdybyście ich nie wsparli finansowo, to nie przedarliby się przez granicę. Ja z Polski nie dzwonię do rodziny. Nie wiedzą, gdzie jestem, i to dla nich lepiej – dodaje Meron.
Jak większość Erytrejczyków, z którymi się spotykam w Warszawie, nie chce się dać...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta