Reżyser, który kocha stare fotografie
Podczas zbliżającego się festiwalu w Gdyni Andrzej Barański odbierze Platynową Taśmę czterdziestolecia przyznaną mu przez polską sekcję Fipresci. Krytycy przypomnieli, że bez jego wrażliwości i uczciwości nasze kino byłoby uboższe.
Jeśli istnieje stereotyp reżysera – człowieka silnego, ekspansywnego, to Andrzej Barański jest jego zaprzeczeniem. Skromny, wyciszony, nie przybiera póz, nie przepycha się przez życie łokciami. A jednocześnie roztacza aurę spokoju i życzliwości. Jest otwarty i lubi ludzi. Jeśli nie odbierze telefonu, oddzwania. Nie wiem, czy ktokolwiek słyszał jego podniesiony głos.
W środowisku filmowym zawsze był trochę z boku. Nie należał do żadnych grup, nie dawał się porywać trendom ani wydarzeniom.
– Czasem myślę, że dobrze byłoby płynąć z prądem, przecież każdy ma w sobie potrzebę akceptacji – mówi. – Ale widocznie jest we mnie jakaś niemożność dostosowywania się do ogólnie przyjętego sposobu myślenia czy opowiadania.
Od lat tworzy kino bardzo „swoje" – pełne refleksji i zadumy nad przemijaniem. Recenzenci nie bez racji nazywają go poetą codzienności.
– Ciekawi mnie zwyczajność. Może dlatego, że sam jestem dość zwyczajny? Dla mnie ważne są pytania: „Jak żyć?", a nawet: „Za co żyć?". Zawsze mnie raziło przechodzenie tanecznym krokiem nad problemami dnia codziennego – przyznaje.
Wartości i prawdy szuka w przeszłości. W życiu zupełnie nieheroicznym. Na prowincji: – Zrozumiałem, że opisując małe ojczyzny, opisuję wielki świat. Może nawet rzetelniej, bo w niewielkich społecznościach ludzie są bliżej siebie, lepiej się nawzajem widzą. Ja przynajmniej zawsze miałem takie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta