Szkoda mi czasu na błahe rzeczy
Irytują mnie zachowania celebrytów, którzy wywołani do odpowiedzi są w stanie poruszyć każdy temat i wygłosić każdą najbardziej bzdurną tezę. Uważam, że aktorzy są od grania - mówi w rozmowie z Barbarą Hollender aktor i reżyser Arkadiusz Jakubik.
Plus Minus: To prawda, że po ostatnim klapsie w „Wołyniu" uciekł pan prosto z planu do domu?
Tak, zwolniłem pokój w hotelu i pojechałem na nocne zdjęcia ze spakowaną walizką. Nad ranem, gdy tylko skończyliśmy pracę, przybiłem piątkę Wojtkowi Smarzowskiemu, przytuliłem moją filmową partnerkę Michalinę Łabacz i wsiadłem do samochodu. Musiałem wydostać się z tego przerażającego świata, w którym żyłem przez wiele miesięcy.
Takie role bolą?
Bolą, ale nikt nie obiecywał, że aktorstwo będzie bezbolesne. W trudnych, wymagających filmach granice między światem realnym a tym wyimaginowanym się zacierają. Oczywiście musisz mieć z tylu głowy czerwoną lampkę, która ci się zapala, żeby nie pójść za daleko. Otello nie może naprawdę zadusić Desdemony, ale mocna, realistycznie wykreowana rzeczywistość wciąga. Zazdroszczę kolegom, którzy mają instynkt samozachowawczy. Pomiędzy ujęciami rozmawiają, piją kawę, a kiedy słyszą „Uwaga, zaraz będzie ujęcie", poprawiają szminkę czy kostium, skupiają się i grają. Ja tak nie potrafię. Nie mogę nagle, tuż przed klapsem, odebrać telefonu. Gdzieś cały czas rozmawiam sam ze sobą, dorzucam do tego aktorskiego pieca, żeby być na wysokich obrotach. Inaczej nie potrafię.
Agata Kulesza opowiadała mi, że w czasie zdjęć do „Róży" wracała do domu, do męża, córki i bardzo chciała...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta