O zmartwychwstaniu doktryny Monroego
Nie wiem, co może oznaczać dziś amerykański izolacjonizm, ale mam powody, by się go bać.
Jeśli miałby oznaczać to samo, co myślał na ten temat George Washington, a za nim John Quincy Adams czy James Monroe, byłoby to porównywalne z próbą przywracania dziś w Europie haseł z czasów krucjat. Coś się jednak bowiem wydarzyło od roku 1823, kiedy to Monroe rzucał hasło „Ameryki dla Amerykanów", a jednym z fundamentów polityki zagranicznej ogłaszał nieingerowanie w wewnętrzne sprawy państw europejskich.
Wydarzyły się pierwsza wojna, na której frontach ginęli w Europie amerykańscy żołnierze, traktat wersalski, druga wojna, plan Marshalla, wojna w Korei, Wietnamie. O Afganistanie i Iraku nie wspominając. Innymi słowy, niedługo minie sto lat, od kiedy Stany Zjednoczone Ameryki robią wszystko, co w ich mocy, by sprzeniewierzyć się przynajmniej części historycznej doktryny Monroego.
Z korzyścią dla świata oczywiście. Co więcej, Stany Zjednoczone są fundamentem umów międzynarodowych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta