Nie wysyłać baby na Everest
Kiedy Wanda Rutkiewicz narzeka raz w czasie drogi na swoją formę, słyszy od kolegów: „Jesteś niczym, taka mała, a nie wielka Wanda!".
Na wyprawę na Mount Everest, która kosztuje niejednego himalaistę górę krwi, potu i łez, Wanda Rutkiewicz leci w nocy z 12 na 13 sierpnia 1978 roku z niedokrwistością sierpowatokrwinkową, czyli z anemią.
W czasie przygotowań do ekspedycji, gdy wszystko było już zorganizowane: paszport, bilety, pieniądze, sprzęt, puch, okazało się podczas badań lekarskich, że Wanda nie dostanie karty sportowca, bo cierpi na anemię. „Po wysłuchaniu diagnozy łzy zakręciły mi się w oczach – wspominała. – Uprosiłam w przychodni, aby zapomnieli o mojej wizycie, dając tylko zapewnienie, że jestem w pełni świadoma mego stanu zdrowia i odpowiedzialność biorę na siebie".
Jedzie na Everest z zastrzykami z żelazem i z nadzieją, że poziom hemoglobiny na dużej wysokości w naturalny sposób się unormuje. Wysokość stymuluje organizm do produkcji czerwonych krwinek i w warunkach niedotlenienia poziom hemoglobiny rośnie. Anemia, zwalczana dodatkowo zastrzykami, nie przekreśla więc szans na aklimatyzację. Przyzwyczajenie organizmu do wysokości jest niezwykle ważne, zwłaszcza na ośmiu tysiącach metrów, gdzie poziom tlenu to mniej więcej jedna trzecia wartości tego, którym oddycha się w Warszawie, w Płungianach czy we Wrocławiu.
Jak się okaże, Wandzie nie tylko uda się zwalczyć anemię zastrzykami i uregulować poziom hemoglobiny w górach. Jej wyprawa na Mount Everest będzie jeszcze zastrzykiem energii...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta