Figo był o mnie zazdrosny
– W Portugalii miałem status gwiazdy, bo przyjeżdżałem jako król strzelców igrzysk olimpijskich. Nikt nie wiedział, że srebrny medal w Barcelonie wywalczyliśmy także dlatego, że mieliśmy fajne dresy – mówi Michałowi Kołodziejczykowi były napastnik reprezentacji Polski ANDRZEJ JUSKOWIAK
Plus Minus: Umie pan jeszcze jeździć na wrotkach?
Dawno nie próbowałem, ale często biegam na nartach, więc może dałbym jeszcze radę.
Wrotki zmieniły pana życie.
Kiedy z rodzicami przeprowadziliśmy się do Gostynia, grałem z kolegami w piłkę w pobliskim lesie. Byłem najmłodszy, więc stawiali mnie na bramce, do czasu aż w wyścigu na wrotkach wygrałem piłkę. A kto miał piłkę, ten był panem. Zacząłem wybierać składy, wybrałem sobie też pozycję. Powiedziałem, że będę grał w ataku, i tak już zostało.
Mówi się o panu, że był forpocztą nowego pokolenia polskiej piłki na Zachodzie, że Polak mogło znaczyć „profesjonalista", a nie „dobra impreza".
Rzeczywiście trochę przecierałem szlaki. Wyrabiałem markę. We wszystkich klubach, w których grałem, a były to przecież ligi o różnym stylu, miałem miejsce w pierwszej drużynie i strzelałem bramki. Nie były to zespoły, które broniły się przed spadkiem, ale miały znacznie większe ambicje. Nikt nie pytał o moją przydatność, bo mówiłem golami. Statystyki nie kłamią, w wielkiej piłce liczy się powtarzalność, a ja regularnie o sobie przypominałem. Nikt mi miejsca za darmo nie oddał, a łatwo nie było, bo grałem także w reprezentacji Polski.
A w czym reprezentacja miałaby przeszkadzać?
Europa w 1992 roku nie wyglądała tak jak...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta