Ameryka boi się wojny domowej
Zła wiadomość dla wolnego świata – w największym państwie Zachodu przestają być gwarantowane wolność wyboru, rządy prawa czy poszanowanie praw mniejszości. Rodzi się nawet pytanie o trwałość Stanów Zjednoczonych.
Nawet popularny republikański gubernator Florydy Ron DeSantis nie odważył się stawić oporu Donaldowi Trumpowi. Gdy 8 sierpnia agenci FBI weszli do letniej rezydencji miliardera w Mar-a-Lago, aby przejąć 27 skrzyń z tajnymi dokumentami pochodzącymi z czasów jego prezydentury, dołączył do chóru oburzonych. „To jest instrumentalizacja służb federalnych przeciw oponentom politycznym” – napisał na Twitterze.
Te kilka słów mówi wiele o stosunkach, jakie panują dziś w szeregach republikanów. U progu kampanii przed nominacją ich kandydata do walki o Biały Dom w 2024 roku, poza Trumpem liczy się tylko DeSantis, choć i on musi zadowolić się w sondażach ledwie 15 proc. głosów wobec 55 proc. dla swojego rywala. Jeśli więc nawet w obliczu ewidentnego przykładu złamania prawa (od czasu afery Watergate, która zakończyła w 1974 r. karierę Richarda Nixona, amerykańskie prawo mówi jasno, że tajne dokumenty, które przechodzą przez Biały Dom, należą do państwa, nie prezydenta) gubernator Florydy nie zdecydował się zaprotestować, to trudno nie uznać, że Donald Trump przekształcił partię Lincolna, Eisenhowera i Reagana w prywatne narzędzie zdobywania władzy.
Przed wyborami uzupełniającymi do Kongresu w listopadzie nominację republikanów uzyskali właściwie tylko ci kandydaci, których poparł Trump. O tym, co oznacza postawienie się mu, przekonała się 16 sierpnia Liz...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta