Byłem językowym terrorystą
Feminatywy to żadna nowomowa, ani wymysł współczesnych feministek, ani na pewno niepotrzebna komplikacja języka. A równocześnie stały się kwestią ideologiczną, zupełnie niepotrzebnie, i budzą ogromne emocje. Rozmowa z Maciejem Makselonem, polonistą
Jeden głośny wykład i od razu Jana Miodka chcą z ciebie zrobić.
Do prof. Miodka jest mi bardzo daleko pod każdym względem. O feminatywach i języku opowiadam od dłuższego czasu, między innymi w mediach społecznościowych, ale wykład na konferencji TED faktycznie poniósł się daleko i respons był zaskakujący. Oczywiście głosy są nie tylko pozytywne, bo z jednej strony te porównania do prof. Miodka, które przyjmuję jako najwyższy komplement, ale z drugiej strony czytam o sobie, że jestem „pizdusiem w rurkach” i „soyboyem”.
Kim?
Też nie miałem pojęcia. Myślałem, że chodzi o taką kliszę. Człowieka z warszawki pijącego latte na sojowym. A okazuje się, że to zupełnie inne uniwersum – to chłopiec pozbawiony wszelkich cech męskich, co podobno wynika ze zbyt dużego spożycia soi, która ma wpływać na zaburzenia gospodarki hormonalnej u mężczyzn.
Ale czy facet opowiadający o tym, jak nazywać kobiety, to nie jest właśnie ten słynny mansplaining – protekcjonalne wyjaśnianie świata przez mężczyzn?
Ale ja nie opowiadam o kobietach, tylko o języku. Absolutnie nie chcę mówić paniom, jak mają się określać, bo to ich prywatna sprawa. Przedstawiam tylko merytoryczne argumenty, którymi chcę demontować agresywną retorykę przeciw feminatywom....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta