Opera ucieka w kosmos
„Ariadna na Naxos” okazała się za trudnym zadaniem dla Mariusza Trelińskiego.
Opery Richarda Straussa fascynują go od dawna, co Mariusz Treliński wielokrotnie podkreśla. Zrealizował dotąd „Salome” oraz „Kobietę bez cienia”. Obie zawierają to, co w dziełach teatralnych jest dla niego szczególnie interesujące: pozwalają zagłębić się w pogmatwaną psychikę ich bohaterek. Zwłaszcza w wystawionej w Lyonie „Kobiecie bez cienia”, rozgrywającej się na pograniczu realności i snu, dało to interesujące rezultaty.
„Ariadna na Naxos”, której bohaterką też jest kobieta, to jednak utwór zupełnie inny. Richard Strauss w genialny sposób połączył w tej operze w spójną całość rzeczy pozornie niemożliwe: burleskową komedię z tragedią, trywialny żart z emocjonalnym patosem, teatr w teatrze z postromantyczną operą, a oryginalność własnych pomysłów muzycznych z przywołaniem tradycji. I na dodatek oba akty są diametralnie różne formalnie.
Niechęć do komedii
Z tego powodu „Ariadna na Naxos” to rzeczywiście dzieło dla doświadczonego reżysera. Mariusz Treliński nie bardzo sobie z nim poradził choćby...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
