Lokalne igrzyska
Skutecznie tworzone jest polskie żużlowe piekło, w którym urazy osobiste każą kłócić się wszystkim ze wszystkimi, z byle jakiego powodu
Lokalne igrzyska
Kilka lat temu w polskim żużlu wszystko było w zględnie proste. Kluby nazywały się Włókniarz, Falubaz, ROW, Apator, Stal lub Sparta i wiadomo było, co to oznacza. Pieniądze i etaty dawały odpowiednie zakłady pracy, rzadziej miasto. Stadion utrzymywano z dotacji mniej lub bardziej centralnych, a premie załatwiał prezes z dyrektorem kopalni lub fabryki przemysłu maszynowego. Tym łatwiej, że często była to ta sama osoba. Początek lat dziewięćdziesiątych przyniósł zmiany, które nie ominęły żużla. Stan kont klubów był wprost proporcjonalny do sytuacji finansowej państwowych zakładów pracy w tym o kresie. Czyli -- zaczęło być biednie. Sytuacja wymarzona, by tanio kupić coś, co w przyszłości można będzie drogo sprzedać. Pierwszym, który wpadł na pomysł bycia prywatnym sponsorem klubu żużlowego, był Zbigniew Morawski z Zielonej Góry.
Pionierzy
Kiedyś Morawski był przetwórcą runa leśnego, pełnomocnikiem przedsiębiorstwa zagranicznego szyjącego dżinsy, jeszcze wcześniej handlował walutą. W 1991 roku startował w wyborach do Sejmu. W 1990 roku wydzierżawił stadion Falubazu Zielona Góra na 25 lat. W lutym 1991 roku dostał stadion w nieodpłatne użytkowanie i w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)