Chybiona krytyka feminizmu
Chybiona krytyka feminizmu
Czytając artykuł Ryszarda Legutki o feminizmie "Chybiona emancypacja" ("Plus Minus" z 15 czerwca 2002), zastanawiałem się, jak można dyskutować z autorem, który a priori obwieszcza światu, jak niemądrzy będą ci, którzy ewentualnie zarzucą mu brak kompetencji.
We wstępie do artykułu autor przezornie stwierdza: "Przeciwnicy feminizmu w Polsce mają nikły kontakt z jego intelektualnym dorobkiem. Wykorzystują to nasze feministki, oskarżając antagonistów o nieznajomość rzeczy". Sytuacja jest klarowna: gdy jakaś przedstawicielka feminizmu zarzuci Legutce (niechby i uzasadnioną) nieznajomość rzeczy, ten z otwartą przyłbicą będzie mógł triumfująco wykrzyknąć: No proszę, a nie mówiłem! W tym kontekście cieszę się i zacieram ręce, że nie jestem feministką - mogę bez obaw powiedzieć, że Legutko nie bardzo zna się na feminizmie. Owszem, coś o nim wie, ale jego uwagi są jednostronne, płytkie i krzywdzące, a na dodatek bardziej emocjonalne niż intelektualne. Z "Chybionej emancypacji" dowiadujemy się czegoś nie tyle o ruchu feministycznym, ile o samym autorze. Przede wszystkim, że bardzo nie lubi feminizmu.
Kategoria siostrzaności
Autor - znając twórczość większości autorek feministycznych - winien wiedzieć, że feminizm nie stanowi ruchu jednolitego, że składa się nań...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta