Listy
Trochę, szczerze mówiąc, zbulwersował mnie wasz artykuł "Polacy zawracani z granicy" ("Rz" 14 - 15.08.2002) . A zbulwersował mnie dlatego, że przynajmniej w moim odbiorze kreuje nie do końca obiektywny obraz rzeczywistości. W latach 1993 - 1999 pracując dla międzynarodowego koncernu, byłem odpowiedzialny m.in. za dostawy na rynek Polski pewnych specjalistycznych urządzeń produkowanych w Anglii. Moja praca polegała też na organizowaniu szkoleń dla polskiego personelu technicznego u dostawcy w Anglii. Było to kilka wyjazdów w ciągu roku z grupami 10-osobowymi. Wyjazdy te były organizowane w różny sposób. Część moich klientów leciała samolotami, część jechała samochodami. Często nie miałem możliwości towarzyszyć im przy przekraczaniu granicy. Większość tych osób bądź w ogóle nie znała języka angielskiego, bądź znała go w stopniu bardzo podstawowym. Proszę mi wierzyć nigdy nie zdarzyło się, aby ktokolwiek miał problemy z przekroczeniem granicy. Jednej grupie przydarzyła się nawet przygoda, która burzy mit o złośliwości angielskich oficerów imigracyjnych. Wspomniana grupa leciała samolotem z Warszawy do Londynu w towarzystwie zatrudnionej przez firmę tłumaczki. I właśnie tłumaczki dotyczy wspomniana przygoda. Siedząc już w kołującym po płycie lotniska Okęcie samolocie została poinformowana przez stewardesę...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta