Sojusz walczy o przetrwanie

Sojusz walczy o przetrwanie

Rozbrat - siedziba SLD - przypomina starą oponę, z której uszło powietrze. Sojusz do wczoraj stanowiący jeszcze partię władzy, pozbawiony jest już tryumfalizmu i poczucia pewności siebie. Na sobotnie posiedzenie Krajowej Rady pierwszy raz od niepamiętnych czasów dziennikarzy nie wpuszczono nawet na schody prowadzące na salę obrad.

Tymczasem brudów nie czyszczono. Merytoryczne clou programu stanowiło wystąpienie premiera. Dzięki temu, że w piątek pożegnał się oficjalnie ze swą posadą, nie było już miejsca i sposobności na jakąkolwiek debatę nad źródłami kryzysu. Tak więc zamiast wymówek, krytyki, reprymend spotkały premiera gromkie brawa. Leszek Miller, choć ten sam co przed dwoma laty, nie jest już taki sam. Zmienił się fizycznie i psychicznie. Gdyby nie dźwięczny radiofoniczny baryton, przypominałby raczej siwego staruszka, a nie dziarskiego i tak do niedawna pewnego siebie politycznego farmazona.

Na prezydenckim pasku

Największą irytację w kuluarach, a także na mównicy - dał temu delikatnie wyraz Krzysztof Martens - sprawił paraliż Sojuszu. Krzysztof Janik, jak diabeł święconej wody, unikał poważnej dyskusji na temat następcy premiera. Było to nienaturalne. Okazuje się, że Sojusz nie...