Skąd wziąć więcej dzieci?
W Polsce rodzi się za mało dzieci. Demografowie biją na alarm. Radni małych i dużych miast licytują się wysokością "becikowego". Prezydent wzywa dziennikarzy do większej aktywności prokreacyjnej, a tygodnik "Polityka" równie wdzięcznie apeluje z okładki: "Róbmy dzieci". Problem w tym, że ten jednobrzmiący chór - jak w greckiej tragedii - stoi w miejscu, a życie biegnie w stronę "przeciwpołożną".
Przede wszystkim wcale nie jest łatwo zmienić przez lata wpajane ludziom przekonanie, że wysoki przyrost naturalny jest oznaką zapóźnienia cywilizacyjnego. Owo wpajanie zakończyło się sukcesem, bo pracowało nad nim przez ostatnią dekadę ramię w ramię: państwo, poprzez swoją politykę społeczną, media, przez kształtowanie konsumpcyjnego modelu życia, a nawet inżynierowie dusz, bagatelizujący wpływ dzietności na ogólny samopoczucie narodu.
Spisek ultrakatolickiPierwszy raz po wojnie ujemny przyrost naturalny zanotowano w Polsce w 1999 roku. Ta - z perspektywy demografów - hiobowa wieść została wówczas przyjęta przez opiniotwórcze pióra z zaskakującym spokojem. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że z satysfakcją -...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta