Szarża po polskiemu
W samochodzie czuję się bezpieczny jak w mieszkaniu. Nie potrafiłbym już poruszać się środkami komunikacji miejskiej, w których bywałem nagabywany przez nieznajomych. Karierę za kółkiem zacząłem od nabycia piętnastoletniego volkswagena garbusa. Miałem forda fiestę, potem toyoty, kolejnego forda. Później rovera, peugeota 106, wreszcie volkswagena passata. Straciłem doń zaufanie, gdy po 53 tys. km poszło mi sprzęgło. Ewidentnie wina materiałowa, choć wmawiali mi, że moja. Największe zaufanie miałem do toyot, ale tych z Japonii, nie z Anglii. Najbardziej irytuje mnie, że połowa kierowców zachowuje się na drogach po polskiemu - szarżuje, wymusza pierwszeństwo, nie patrzy na innych. Jechałem kiedyś za busem, z którego wyleciała butelka po coli, a po niej mnóstwo papierzysk. Wyprzedziłem go i manifestacyjnie sypnąłem zawartością popielniczki w okno kierowcy, żeby poczuł, jak się miło jeździ wśród śmieci.
J.R.K.