Starsi idole dwaj
Letni poranek w połowie lat 90. Po zdaniu matury, nudząc się przed telewizorem, trafiłem na transmisję obrad Sejmu. Minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski odpowiadał na pytanie z lewej strony sali. Pytający przeciągał perorę, w końcu zaproponował z uśmiechem: "Będę mówił długo, niech pan minister sobie posiedzi". Na odpowiedź trzeba było czekać kilka milisekund. "Dziękuję, swoje odsiedziałem!". Poseł pogrążył się w konfuzji, że "on nie w tym sensie", ale Bartoszewski już był w żywiole: "Jakby było w tym sensie, to bym nie skorzystał tym bardziej! Dziękuję!".
O Bartoszewskim nie wiedziałem wówczas wiele, a uczciwiej - nie wiedziałem prawie nic. Było jednak jasne, że spełnia on wszelkie warunki, by stać się postacią kultową nawet dla młodszych ode mnie rodaków. Refleks jak u gospodarzy talk-shows, życiorys pełen przygód jak u Jamesa Bonda oraz niezbędne w telewizji to coś - przykuwający uwagę sposób mówienia. Słowem - wymarzony kandydat na medialną osobowość. A może i na cudotwórcę? Bo trzeba przecież cudu, by zająć opowieściami sprzed pół wieku dwudziestoparolatka reagującego alergią na wszelkie przejawy martyrologii, śpiewy o "ojczyźnie, co we krwi skąpana".
Cud na dobre ziścił się ponad rok temu, podczas obchodów 60. rocznicy powstania warszawskiego....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta