Demonstracyjne nieporozumienia
Teraz, kiedy już ucichły nieco kontrowersje związane z poznańską Paradą Równości, a także z marszami przeprowadzonymi w odpowiedzi na poznański zakaz, można spokojniej zastanowić się nad bardziej generalnym problemem granic wolności demonstrowania w demokratycznej Polsce. Zaletą takiego oddalenia czasowego od wydarzeń z końca listopada jest oddzielenie kwestii wolności demonstracji od tematu tych konkretnych demonstracji i kontrdemonstracji. Tak właśnie powinniśmy rozmawiać o prawach obywatelskich: uznanie prawa jakiejś grupy ludzi do pokojowego demonstrowania nie powinno zależeć od tego, czy podobają nam się postulaty i hasła gejów, alterglobalistów, feministek, wszechpolaków, górników itp.
W samej rzeczy, bez takiego oddzielenia pozwolenia na demonstrację od akceptacji treści planowanej demonstracji nie ma w ogóle mowy o wolności słowa i demonstrowania: wolność ta będzie pozorna, jeśli zgodzimy się na jej realizację tylko pod warunkiem, że akceptujemy jej meritum - "my", władza, lub "my", opinia publiczna. Tę dość fundamentalną ideę wyraził już dawno amerykański Sąd Najwyższy mówiąc, że wszelkie regulacje wypowiedzi publicznych - także publicznych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta