Tragedia Basmannego Rynku
Hala runęła o 5.20 rano w czwartek. Nie było wybuchu, tylko suchy trzask i budynek złożył się jak domek z kart. Przed metalowym płotem stoją zapłakane kobiety, zrozpaczeni mężczyźni. W rękach ściskają telefony komórkowe. Jeszcze przed dziesiątą ci, którzy zostali pod gruzami, dzwonili do nich. Teraz dzwonki ucichły.
Nadina Alijewa miała 50 lat, handlowała na rynku.
- Prawie nie mam nadziei. Ona już chyba stamtąd nie wyjdzie - mówił mi Husajn, jej krewny. - Znajomy, który przed chwilą się wydostał, opowiadał, że Nadinę przygniotła metalowa belka. W środku są góry ludzkiego mięsa, słychać jęki rannych.
Młoda dziewczyna patrzy na gruzowisko.
- Pracuję na rynku. Dziś miałam poranną zmianę. Przyszłam zobaczyć, czy przeżyła któraś z koleżanek. Na razie żadnych wiadomości. Ich telefony komórkowe milczą - mówi roztrzęsionym głosem.
Targowisko działało przez 24 godziny na dobę. Jednak w nocy mało kto tam przychodził. Ucierpieli więc głównie sprzedawcy i dostawcy towarów - w większości przyjezdni z Azji Centralnej, Zakaukazia, przede wszystkim Azerbejdżanu. ...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta