Aktorstwo to piękne udawanie
Nikim specjalnym. Facetem z małego miasteczka ze Środkowego Zachodu Ameryki. I nie ma ani we mnie, ani w moim myśleniu, niczego nadzwyczajnego. Publiczne wizerunki znanych ludzi nie znajdują żadnego odbicia w rzeczywistości. Dziennikarze przypinają mi różne etykietki, widzowie patrzą na mnie przez pryzmat ról, jakie gram. Czasem mam wrażenie, że wszyscy wkoło wiedzą lepiej ode mnie, kim jestem.
Bo będąc aktorem, może pan udawać kogo pan zechce, jak bohater jednego z ostatnich pana filmów "Być jak Stanley Kubrick"?Właśnie. Tamten człowiek mówił: "Nazywam się Stanley Kubrick" i wszyscy mu wierzyli. Z moim życiem jest podobnie. Aktorstwo to wieczne udawanie. Bardzo zresztą piękne. Im jestem starszy, im więcej mam doświadczeń, tym bardziej się tym zawodem zachwycam. I cieszę się, że różne zbiegi okoliczności skierowały mnie na tę drogę.
Podobno przeniósł się pan z socjologii na aktorstwo, bo zakochał się pan w dziewczynie. Nigdy pan tej decyzji nie żałował?Czasem sobie pomyślę, że może dobrze byłoby robić coś...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta