Jak rodziła się solidarność
Konrad Bieliński : Tak. W sobotę stocznia zakończyła swój strajk, związany wyłącznie z lokalnymi postulatami. Został wygrany. Ale w tym dniu w Gdańsku stało już 20 zakładów. Jechałem po południu przez miasto pełne flag. Na zajezdni MZK napis: "strajk solidarnościowy". A stocznia jakby nie zauważyła tego wszystkiego. Dostaliśmy to, czego chcieliśmy, no to koniec, idziemy do domu. I większość wyszła.
Lech Wałęsa tłumaczył się, że kombinował, próbował przeciągać negocjacje, by jeszcze nie kończyć, przedłużyć choćby do niedzieli, ale nie miał w tej sprawie poparcia komitetu strajkowego. Bogdan Borusewicz to potwierdza.Ale wtedy pojawił się kryzys. Moralny, bo najpotężniejszy zakład w regionie zostawił mniejsze na pastwę losu. I organizacyjny: w stoczni została na weekend garstka ludzi. Olbrzymi teren. Są zagubieni. Mają poczucie, że jest ich mało. Nawet gdy zebrali się wszyscy razem, wciąż jeszcze nie tworzyli tłumu. Strach przed interwencją. Tak naprawdę nie trzeba było czołgów, żeby zdławić strajk. Przyszedłby gajowy i wyrzucił partyzantów z lasu.
Nikt właściwie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta