Wspólna praca, czyli współpraca
Z punktu widzenia SB nie miało znaczenia, że ten czy ów, traktowany przez nią jako „osobowe źródło informacji”, sam oceniał swoje spotkania jako „rozmowy polityczne”
Dyskusja o mojej książce szczęśliwie wydaje się wchodzić w fazę merytorycznego sporu. Pierwszą jaskółką tego rzeczowego podejścia był po trosze tekst Henryka Woźniakowskiego („Cena zmagania", „Rz", 5 – 6 marca). Odpowiedziałem nań („Nie słuchać łotra", „Rz", 12 – 13 marca) w części, w jakiej dotyczył tego, co prezes Znaku – moim zdaniem – zrozumiał opacznie. Chętniej jednak wdam się w polemikę w tej części, gdzie mamy po prostu inne poglądy.
Najważniejsze w tekście Woźniakowskiego są dwa fragmenty, które dotyczą moich ostatecznych wniosków co do uwikłania czworga osób ze środowiska „Tygodnika" w kontakty ze Służbą Bezpieczeństwa. Chodzi o to, czy można te kontakty określić mianem współpracy z SB. Pisze Henryk Woźniakowski: „Graczykowa klasyfikacja tych wątków [rozróżniam informowanie o wewnętrznych sprawach środowiska, pomoc ekspercką oraz rozmowy polityczne – R.G.] jest arbitralna i wszystkie trzy można z równym powodzeniem zakwalifikować jako rozmowy »polityczne«".
W konkluzji zaś dodaje: „Graczyk jednoznacznie zarzuca współpracę czwórce osób należących do czołówki środowiska, przyznając zarazem, że nie wie, jak ją zdefiniować: jest to współpraca »inedite« (szczególnego rodzaju). Chciałoby się na to odpowiedzieć: jeśli nie wiesz, jaki kształt przybrała ta...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta