Wizyta starszej pani
„Nie zostałam wypędzona. Moja rodzina to uciekinierzy”. Gdyby ta deklaracja Eriki Steinbach padła dekadę temu, mogłaby wiele zmienić w postrzeganiu jej osoby nad Wisłą – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Erika Steinbach wróciła z Rumi do Niemiec. Obyło się bez większego skandalu. Ekipie Donalda Tuska kamień spadł z serca, bo jakiekolwiek zamieszanie związane z szefową Związku Wypędzonych zaburzyłby przygotowania do zbliżającej się 20. rocznicy podpisania traktatu polsko-niemieckiego.
Politycy niemieckiej CDU z zadowoleniem przyjęli brak większych demonstracji, choć przed wizytą pani Steinbach marszczyli brew, gotując się do obrony praw niemieckiego deputowanego. Odetchnęli też ci, Pomorzanie i Kaszubi, którzy nie mieli ochoty na nowe upokorzenia ze strony szefowej ziomkostw na własnej ziemi. Jak mawia Lech Wałęsa – nic się nie stało, ale wyciągnijmy wnioski.
Zalecana obojętność
Brak drastycznych emocji, jaki towarzyszył wizycie Eriki Steinbach, to efekt wyblaknięcia sporu, który przed dziesięciu laty zaskoczył i zaniepokoił Polaków. Steinbach już się nam opatrzyła. A poza tym, gdy odeszła z rady „Widocznego znaku", zmalała też nieco jej rola.
Polskie reakcje podzielić można na trzy grupy. „Gazeta Wyborcza" ogłosiła, że pewna starsza Niemka chce odwiedzić pewną miejscowość na Pomorzu i w związku z banalnością sytuacji dziwi ją „mobilizacja na Pomorzu" – zapowiedzi demonstracji i zamknięcia...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta