Królewski ptak w sowieckiej klatce
Robert Kennedy co roku na urodziny przysyłał jej kwiaty, gdy była w Ameryce, zapraszał na kolację we dwoje. W Moskwie Maja Plisiecka tańczyła dla prezydentów i premierów, ale po latach wyznała, że nie było dnia, by nie myślała o samobójstwie.
Kiedy zmarła w ubiegłą sobotę, przeżywszy 89 lat, skończyła się pewna epoka. Tak się pisze co prawda o wielu odchodzących wielkich artystach. W jej przypadku było to jednak wyjątkowo trafne stwierdzenie. Nie tylko dlatego, że kariera Mai Plisieckiej trwała ponad pół wieku, co w przypadku tancerki wydaje się nieprawdopodobne. Ale również od pół wieku nie objawiła się żadna inna tej miary gwiazda baletu, która mogłaby się z nią równać.
Jako tancerka osiągnęła wszystko – sławę, wręcz uwielbienie tłumów. Może z pieniędzmi było jedynie gorzej, jak wspominała w autobiografii, podczas występów z Teatrem Bolszoj w USA przysługiwała jej standardowa radziecka dniówka – 40 dolarów za spektakl, w latach 70. amerykański pies doangażowany do przedstawień „Anny Kareniny" z jej udziałem otrzymywał 700 dolarów za wieczór. Nie narzekała, dla kogoś, kto wzrastał w biednej Moskwie w latach 30., kto potem gnieździł się nieopodal Teatru Bolszoj z sześcioma rodzinami w jednym mieszkaniu z ubikacją zamykaną na zagięty gwóźdź, 40 dolarów to była ogromna suma. Tancerki ze słynnego zespołu Mojsiejewa dostawały przecież 3 dolary za występ.
Jej życie całymi latami biegło dwutorowo. Z jednej strony – uznanie i pasmo sukcesów. Z drugiej – upokorzenia i ciągła walka o zachowanie godności. I niepewność, że wszystko może zostać odebrane....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta