Gilmour zrywa się do lotu
Ptaki z rozpostartymi skrzydłami na okładce najnowszej płyty muzyka doskonale portretują biografię gitarzysty i wokalisty Pink Floyd – zespołu, który był dla niego złotą klatką.
Nie ma szans na Pink Floyd, na koncerty czy cokolwiek – mówił mi zdecydowanie David Gilmour dziewięć miesięcy temu. – Z kardynalnego powodu: Richard Wright nie żyje. Nie mamy pianisty, a tylko on potrafił tworzyć muzyczne wibracje, które były podstawą brzmienia zespołu. On jedyny wiedział, jak to się robi. Z archiwów wykorzystaliśmy wszystko, co było wartościowe. Z motywów sesji „The Division Bell" powstał najnowszy album „The Endless River". Dlatego bezpieczniej jest mówić, że to ostatnia płyta zrealizowana pod szyldem Pink Floyd.
Tak David Gilmour zakończył historię jednego z pięciu najważniejszych rockowych zespołów, który sprzedał ponad ćwierć miliarda albumów. Jego opus magnum „The Dark Side of the Moon" z wynikiem ponad 50 milionów kupionych krążków od lat jest drugą najczęściej kupowaną płytą w historii fonografii. Lepiej sprzedawał się tylko „Thriller" Michaela Jacksona.
Jednak Jackson nie żyje, tymczasem tydzień temu David Gilmour rozpoczął tournée promujące nowy solowy album, wyprzedając bilety na pięć koncertów w londyńskim Royal Albert Hall, chociaż ceny dochodziły do 400 funtów. Nie ma się co dziwić: fani płacili nie tylko za bezcenne wrażenia – płacili za doznania wręcz niemożliwe. Pink Floyd nie ma, ale zgodnie z tytułem ostatniej płyty ich muzyka wciąż...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta