Ultradźwięki niezgody
Z polskiej ulepionej na chybcika burżuazji nie emanuje żaden urok, o dyskrecji nie wspominając. Równie prostacko zachowuje się nasz establishment.
Długo staliśmy na frankfurckiej płycie lotniskowej, stłoczeni w autokarze, który nie wiedzieć czemu nie ruszał w kierunku samolotu. Cierpliwie czekaliśmy, bo też nic innego nam nie pozostawało.
Wreszcie wtoczyli się do pojazdu, pozwalając kierowcy uruchomić silnik. Troje ludzi nie z tego świata, ale przekonanych, że do nich właśnie on należy. Kim są, było widać, słychać i czuć. Blondyna wyniesiona ponad wszystkich wzrostem danym od natury plus niebotyczne szpile; niższy od niej o głowę, obejmujący ją wpół rumiany biznesmen; i ten trzeci, zaufany ochroniarz-bagażowy. Waliło od nich tym specyficznym zapaszkiem powstającym z mieszanki postlibacyjnych oparów i drogich kosmetyków. Blondie wyglądała jak silikonowy manekin, uformowany dokładnie tak, żeby umożliwić obłapiaczowi międlenie jej wypukłości poniżej talii, z podaniem do publicznego wglądu dłoni zdobnej w okazały sygnet. Towarzysz goryl trzymał łapę na walizkach Louis Vuitton.
– Nigdy więcej nie będę popijał wódy szampanem – zarechotał ten od sygnetu, namiętnie ugniatając biodro damy, która milczała, seksownie wydymając usta.
– Gdyby jej nie wyciągnęli za nogę z tych butików, to pewnie dziś byśmy nie wystartowali – przymilnie zażartował ten trzeci.
Nie krępowali się obecnością innych. Obsługę lotniska mieli w kieszeni, pozostałych – w części ciała na cztery litery.
Nie zwrócili uwagi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta